Wczoraj nasza kampania w Conana niespodziewanie dobiegła końca. Jak być może pamiętacie, poprzednia opisana tu przygoda była tylko wspomnieniem, a tak naprawdę Hasuf, Elam, Agilus, Branan i Cassius odbyli ciężką walkę z wężoludźmi ukrywającymi się pod ogromną świątynią Anu w Akbitanie. Na początek zrobiliśmy mały retcon - Cassiusa zastąpił Matteo (gracz Cassiusa nie mógł przyjść, za to przyszedł gracz Matteo). To będzie długi wpis!
Dalej w podziemia
Po dyskusji na temat dalszych planów - Agilus był ranny i rozważał powrót do miasta, natomiast Hasuf i Elam uważali, że trzeba przeć dalej, bo inaczej trop przepadnie - drużyna postanowiła ruszać dalej. Wkrótce zagłębili się w labirynt przejść i tuneli, ale Elam poprowadził ich słabym śladem przeciwników aż do ogromnej podziemnej komory. Położona na skrzyżowaniu kilku dróg, wysoka na kilka pięter, mieściła dziwne, starożytne kamienne domostwa, które jak gniazda lub kokony oblepiały spadziste ściany. Drużyna znajdowała się tuż pod sufitem - a głęboko w dole blada, czerwona poświata "krwi ziemi" (lawy) zwiastowała śmierć każdemu, kto by spadł. Większość domów zdawała się być dawno opuszczona, prócz jednego, na przeciwległym końcu.
Agilus ruszył pierwszy, ale wybrane przez niego półki i przejścia zawaliły się tuż po tym, jak przeszedł (chyba ze 2 dwudziestki w rzucie). Co gorsza, w jednym z przejść pojawiła się grupa wężoudzi i zaczęła strzelać z łuków do drużyny. Ta cofnęła się do tunelu, a odcięty Agilus przypadł za zasłoną. Potem Branan wyszedł i zaczął na siebie ściągać ogień już dwóch grup (dołożyłem za 7 dooma drugą ekipę z 5 minionów z 1 toughened). Wkrótce dając popis niesamowitej zwinności i skoczności i Branan i Agilus dopadli do wrogów, każdy do innej grupy. Oponenci Branana cofneli się do korytarza, Cymeryjczyk ruszył za nimi... i nagle z sufitu opadły dwie potężne kraty, odcinając go z obu stron. [wydałem Doom]
Dla Branana nie była to duża przeszkoda. Tytanicznym wysiłkiem uniósł kratę (psując przy tym mechanizm - doom] i wkrótce rozprawił się z wrogami, niestety odnosząc szkody na umyśle [trauma z ataku mentalnego wężoludzi]. W tym czasie Agilus też bez problemów pokonał swoich przeciwników i reszta mogła się przeprawić.
Głęboko sięga wężowy jad
Pomijając niewielkie problemy Mateo, który prawie spadł w otchłań (na szczęście skończyło się tylko zwichniętą kostką - raną), drużyna zbadała jedyny dom, który wydawał się zamieszkany, znajdując tam m.in mapę tuneli - bardzo pomysłowe wydanie momentum przez Elama, ale dodałem 2 doom i mapa była nieczytelna dla ludzi. Tu z pomocą przyszedł Mateo, który wiele ksiąg czytał i bez problemu poradził sobie z odcyforwaniem symboli i dziwnych linii przeznaczonych dla nie-ludzkich oczu. Co więcej, odkrył też położenie wszystkich pułapek i innych wejść (wydanie momentum). Warto tu jeszcze wspomnieć o Brananei, który porozginał kraty pułapki i dołączył do reszty. Ekipa ruszyła dalej - jednak w "mieście" zmarnowała za dużo czasu...
Wkroczyli do dużego, szerokiego korytarza - wg. mapy tuż za nim znajdowała się centralna część ukrytego kompleksu. Korytarz jednak wypełniali wojownicy gwardii Anu - ludzie! Było ich ze trzydziestu, każdy w ciężkiej zbroi, dwuręcznym młotem i w hełmie stylizowanym na byczą głowę. Ich dowódca zarządał, by BG poszli z nim, "porozmawiać z jego przełożonym", jak rzekł. Mateo próbował go przekonać, mówił o wężoludziach, ale dowódca nie chciał go słuchać. BG ruszyli z oddzialem, a Mateo (dzięki zapamiętaniu mapy) zorientował się, że opuszczają ukrytą enklawę. Po kilku minutach cała grupa znalazła się w otwartej części kompleksu świątynnego, w miejskim zgiełku i gwarze. Żołnierze kazali im się wynosić - może nieco bardziej dyplomatycznie to brzmiało...
Drużyna czym prędzej okrążyła świątynię i spróbowała znowu wejść od strony ogrodu i fontanny, jak poprzednio. Ale teraz było tam sporo ludzi, strażników, a z głowy, za którą było wejście, lała się woda... Ta droga była zamknięta. Branan chciał po prostu zaatakować świątynię, ale reszta wybiła mu to z głowy (Anu to główny bóg miasta). Udali się więc do kwater Zakonu Błękitnego Grzmotu, by opowiedzieć o wszystkim Abdi Baelowi.
W niewoli!
Gdy BG kończyli rozmowę, nagle za murami ich willi rozległ się tupot wielu maszerujących stóp - siedzibę Zakonu otaczali rycerze Anu i ich sojusznicy!
"Wydajcie nam tych bluźnierców, którzy wkroczyli na święty teren naszej świątyni, a zamiast ginąć, będziecie mogli opuścić miasto na zawsze." Drużyna próbowała negocjować, ale drużynowi "gadacze" - Hasuf i Mateo nie bardzo mogli znaleźć odpowiednie argumenty. Wtedy Agilus krzyknął:
"W świątyni Anu są wężoludzie!"
"Bluźnierstwo! Do ataku!" - sypneły się strzały, ruszyło wojsko... Ale komuś z BG udało się jeszcze opanować sytuację i postanowili się poddać. Wszyscy, z wyjątkiem Branana, który się schował, złożyli broń i dali się związać i zakneblować.
Każdego zamknięto w osobnej, czarnej celi gdzieś pod świątynią. Pierwszy wyswobodził się Elam [PT 4 na thievery], ponownie "z nikąd" wyczarował nóż, rozbezpieczył zamek w drzwiach, po cichu pokonał pojedynczego strażnika na korytarzu i odnalazł celę Agilusa (dzięki Fortune Point). Otworzył drzwi i zamykając je za sobą wsunął się do środka...
W splotach Seta
Okazało się, że Agilus nie był w celi sam. W ciemnościach hipnotyczną czerwienią rozbłysły oczy dwóch gadów, które zaatakowały Elama [5 doom na to, by 'stworzyć' 2x toughened Child of Set]. Najwyraźniej Agilus był wyjątkowo cennym więźniem! Walka w mroku była bardzo trudna, więc Elam - ranny i zatruty po pierwszym ataku stwora - rzucił się do drzwi, ale te się zatrzasnęły [2 doom] - nie zdołał ich otworzyć i zginął, trafiony potężnym uderzeniem drugiego stwora.
W tym czasie Agilus zerwał kajdany i też rzucił się do walki, ale jedna z abominacji go oplotła swym cielskiem, otworzyły się jego rany... Dziwny stwór nagle przemówił.
"Nie walcz, jesssteś dla nasss zbyt cenny." I Agilus przestał walczyć. Przeżył moment katharsis. Po co miał zawsze płynąć pod prąd. Czy mu tak naprawdę zależało na walce z wężoludźmi? Od kiedy zabili pierwszego wężoczłowieka prześladował go tylko zły los... Tak więc Agilus przestał się miotać i czekał.
Po jakimś czasie drzwi się otworzyły i przy wojowniku przykucnął starszy człowiek - jego oczy były jednak oczami gada.
"Długo cię szukaliśmy, Agilusie. Uważaliśmy cię za stracony eksperyment, ale Set wskazał ci drogę. Dołącz do nas, przestań się sprzeciwiać jego woli. Będziesz dowodził wojskami, podbijał świat. Wypełnisz swe przeznaczenie!"
I Agilus się zgodził.
Rozmowę tę jednak słyszał Matteo, który też zdołał wydostać się z więzów (Fortune Point). Potem po cichu przemknął korytarzem, wpadając na dwie grupy żołnierzy Anu [dużo dooma], zdołał im trochę zakręcić w głowach, pomknął dalej, złapał jakąś szatę i wreszcie wyrwał się do miasta.
Ludzie, gady i inne stwory
Zatem Agilus - efekt eksperymentów stygijskich kapłanów Seta i wężoludzi - miał odzyskać swe miejsce w kulcie boga-węża. Ale najpierw miał udowodnić swą lojalność - zabić Branana i przynieść jego runiczne kamienie, służące do kontroli bogów-potworów. W plugawym rytuale uleczono jego rany, a w innym, jeszcze straszliwszym odkryto miejsce pobytu Branana [Doom - piszę o tym więcej w podsumowaniu]. Zdradził też wszystko, co wiedział o kamieniach i Almirze, przy okazji dowiadując się, że Almira tak naprawdę, od czasu wizyty w Kordafie, była tylko ciałem oblekającym plugawego stwora, należącego do rasy, którą kiedyś wężoludzie przegnali z ziemi. Tak, tej samej rasy stworów, do których należał Aumag-Bel.
W końcu Agilus i Hasuf wyruszyli ze swą misją.
Tak - Hasuf okazał się rzeczywiście być wężoczłowiekiem w przebraniu. To on na każdym kroku utrudniał życie drużynie, zwłaszcza w podziemiach wężoludzi. Jako pierwszy przepłynął podwodnym przejściem, ostrzegając straże o nadchodzących BG. Słowami i czynami siał zamęt i obniżał morale. I choć inni go podejrzewali, a nawet otwarcie oskarżali o zdradę, nikt jakoś z tym nic nie zrobił, co ostatecznie dało wężoludziom czas na reakcję i przygotowanie obrony, a także zawezwanei sojuszników z kultu Anu. Okazało się też bowiem, że cudowne technologie i metalurgia, z której słynęli kapłani boga-Byka, były ceną za współpracę z wężowym ludem...
Śmierć Bohaterów
Branan oczywiście nic nie wiedział o tym, co się działo w lochach. Po krótkiej rozterce (czy iść na miejsce zbiórki Zakonu pod miastem, czy szukać kolegów w rozległym kompleksie świątynnym, czy spalić miasto), nie znając Shemickiego postanowił udać się do jedynego sojusznika, który mu przyszedł do głowy - Lady Almiry. Pod osłoną nocy wkradł się do jej ogrodu i poprosił o pomoc w uwolnieniu przyjaciół.
Almira zgodziła się, w zamian prosząc o drugi kamień i Branan go oddał. Następnie Almira kazała mu czekać w opuszczonej wieży pod miastem i tam też udał się Branan.
Rankiem zobaczył dwie zbliżające się postacie - Hasufa i Agilusa! Wyszedł im na spotkanie [tu brawa dla gracza - jako gracz wiedział, co się kroi, ale zgodnie z logiką postaci wyszedł do przyjaciela].
Agilus chciał coś powiedzieć, może wyjaśnić, ale Hasuf przystąpił do ataku, siejąc zwiątpienie w sercu Cymeryjczyka i wreszcie pokazując pełnię swych straszliwych możliwości [potężny atak mentalny zadający 2 Traumy]. Agilus też ruszył do ataku, ale Branan dzielnie się bronił i kontrą wbił w brzuch przyjaciela swój topór [zadając 4 rany...]. Wtedy poruszyła się ziemia i wylazły z niej tuziny węży, osłaniając dwójkę sług Seta [10 Doom na przywołanie 2x5 grup jadowitych węży, które ofiarnie zbierały ataki wroga].
Choć Branan bronił się zaciekle, jadowite słowa Hasufa siały spustoszenie w jego duszy i w końcu padł na kolana, rezygnując z walki, pustym wzrokiem patrząc na zachodzące krwawo słońce.
Wtedy Agilus - ciężko ranny, trzymający się na nogach tylko siłą woli - spróbował zaatakować Hasufa. Ale Set czuwał nad swym wiernym sługą, Hasuf uniknął ciosu i sam potężnie uderzył mieczem Agilusa, zabijając go na miejscu. Agilus i Branan leżeli obok siebie, ich saga dobiegła końca. Z piasku po cichu wypełzła żmija i zwinęła się na ciele Agilusa, jej pionowe źrenice wpatrywały się w odchodzące do miasta Hasufa.
Epilog
Hasuf dotarł potem na miejsce zbiórki Zakonu i odbył rozmowę z Matteo. Ten wiedział o zdradzie Agilusa, ale wciąż nie miał dowodów na Hasufa. Żaden z nich nic specjalnie nie wiedział, a potem Hasuf opuścił to miejsce i nigdy już nie spotkał Matteo. Gdy Cassius dowiedział się o śmierci towarzyszy, zaprzysiągł zemstę sprawcom, lecz wieści o nim zaginęły gdy w Akbitanie wybuchły zamieszki.
Kult Anu oskarżył Panią Almirę o zdradę miasta, wybuchły walki frakcji, część pięknej starożytnej metropolii spłonęła. Niedługo potem Akbitana wypowiedziała wojnę Kordafie, a w ataku na miasto podobno brał udział jakiś ogromny potwór. Nikt jednak tego nie potwierdził, bo całe miasto Kordafa dosłownie zniknęło z powierzchni ziemi.
Tajemne miasto wężoludzi przetrwało, a niektórzy sądzą, że przedstawiciele tej starożytnej rasy wciąż są wśród nas...
PODSUMOWANIE
Śmierć postaci to zawsze ciężki temat i podejrzewam, że ta sesja - choć bardzo mi się podobała - będzie mi często wypominana. Gracz Elama po stracie postaci wyszedł do domu, co było niezłym rozwiązaniem, bo pozwoliło uniknąć dyskusji "a gdyby" którą odbyliśmy potem na fejsie.
Inną dyskusyjną sprawą była kwestia znalezienia Branana. Niby wężoludzie nie wiedzieli, gdzie się ukrywa, ale wtedy cała kampania zakończyłaby się tak strasznie nijako (bo nie było złudzeń, że tego nie dało się już uratować). Stąd to wydanie dooma na rytuał, w którym Set ukazał miejsce pobytu Cymeryjczyka. To tak, jak w filmach, np. dziś w Avatarze Camerona (oglądałem z rodziną), gdy Ten Zły Pułkownik spada akurat w tym miejscu dżungli, w którym ukryta była komora z ludzkim ciałem Jake'a.
Agilus i Hasuf mogli się zmierzyć z mocarnym wojownikiem, taki finał na osobistym poziomie jest zwykle najlepszy - i niewiele brakowało by przegrali! Tu wyszła też trochę słabość systemu, który kiepsko się nadaje do PvP (player vs. player). Uznałem, że Agilus i Hasuf to ci źli i pomagałem im doomem, mogli korzystać z puli jak NPC. To dawało im przewagę.
Inna sprawa, że miałem tego dooma w bród. Moi gracze praktycznie zawsze chcieli rzucać pięcioma kostkami, ciągle dokładając mi dooma i w końcu zaczęło się to na nich mścić. Ale miało to też trochę sensu - dobry rzut budował pulę momentum, a dostanei rany czy traumy bardzo, bardzo osłabia postacie.
MG nie ma na sesji czasu rozważać każdej możliwości, czasem coś, co wydaje sie dobrym pomysłem finalnie prowadzi do katastrofy. Wydaje mi się też, że w przypływie emocji gracz Elama źle policzył sukcesy na otwarcie drzwi i po prostu założył, że mu się nie udało, a ja nie dociekałem, zakładając, że zrobił to dobrze. Na tej sesji super zachował się gracz Agilusa, zgadzając się na zmianę stron i dobrze motywując tę decyzję. To zwykle MG wini się za śmierć postaci, ale co tam, mogę dźwigać ten krzyż, bo ta sesja była naprawdę fajna i wszyscy ją zapamiętają, co nieczęsto się zdarza, bo gramy często i sporo naszych gier wydaj sie taka ... rutynowa. Tak naprawdę to nie wiem, co po latach pamiętają gracze.
I wreszcie wątek zdrajcy w drużynie, nie nowy w naszej ekipie. Zaproponowałem graczowi Hasufa, któremu czegoś brakowało w tej nowej postaci, by zagrał wężoczłowiekiem. Bardzo pasowało to do tematu przewodniego przygód i tego, że "oni mogą być wszędzie." Choć, jak pisałem, PvP w Conanie średnio działa.
W Conana 2d20 rozegraliśmy 15 sesji, postacie otrzymały 1900 xp, po tej sesji mieli dostać jeszcze 400, bo przez dwie poprzednie nic nie dostali. Ogólnie bardzo dobrze oceniam mechanikę jako taką i mam nadzieję do niej wrócić, ale np. w systemi sci-fi Infinity. W Conanie, jak już pisałem, przeszkadzała mi zbytnie dopakowanie postaci i wręcz karykaturalna moc zmin-maxowanych postaci. Zresztą już o tym pisałem. Najbardziej podobała mi się relacja między doomem i momentum i to w jaki sposób punkty Doom ograniczają MG, jednocześnie dając mu narzędzia do podkręcania sytuacji. Zasady są napisane w miarę jasno, ale sporo talentów trzeba doczytywać, a niektóre do końca pozostały dla nas niejasne (np. Lightning Reflexes). Dosłownie też na ostatniej sesji doznaliśmy objawienia dotyczącego manewru wycofania i reakcji ataku...
Świat jest ciekawy, taka pulp-starożytność, i każdy MG może znaleźć w nim swoją perspektywę - dla mnie był to trochę taki Zew Cthulhu, w którym można było tego Cthlhu lub inne stwory radośnie rozpłatać, zamiast przed nimi uciekać. Inny MG może zrobić kampanię morską, albo ganiać się po lasach z chaosytami, tfu, Piktami.
Wyszło już sporo dodatków, ale są różnej jakości. Każdy zawiera opis jakiegoś fragmentu świata i to jest świetne. Natomiast dodatkowe mechaniki są na pierwszy rzut oka co najmniej niedopracowane, np. walki morskie w "Piracie" czy walki oddziałów w innej książce. Na plus wyróżniają się znakomity bestiariusz, dodatek o magii, oraz "Ancient Cities" z ciekawymi ruinami, ich strażnikami i skarbami. Jak wiecie, sporo poprowadziłem sporo przygód z "Jeweled Thrones" i generalnie bardzo polecam ten zbiór dość liniowych, ale klimatycznych przygód. Najbardziej polecam "Pakt Xiabalby" i "Devils under green stars."
Podsumowując - warto w Conana zagrać, najlepiej w taką krótką kampanię z oderwanych epizodów. W "ciągłej" kampanii zgubiliśmy gdzieś całą zasadę Carousing. Do długiej kampanii warto stworzyć postacie wg. zasady "Shadows of the Past" i zastanowić się nad usunięciem zasady obniżania kosztów zakupu talentów dzięki wysokiemu współczynnikowi Focus. Nam najlepiej się grało, gdy drużyna była mała i liczyła - 2-3 osoby.
Zapytałem graczy, która z tych kilkunastu przygód podobała im się najbardziej:
Musa/Hasuf: "Ostatnia i pierwsza, przyczyny dosyć oczywiste, testowanie systemu i śmierć, dla mnie też ta, gdzie zginęła moja postać (choć nie wiem, czy gdyby nie zginęła bym zapamiętał)"
Cassius: "Przygoda na pustyni w kopcu termitow:) luźna nie liniowa przygoda gdzie mogliśmy wykazać się pomysłami i niestandardowym działaniem. Szczególnie 2 część czyli Casiuss i Agilus w akcji."
Elam: "a mi przygoda z branem na lancuchu w tym miescie dzikusow na jeziorze krokodyli" (Diabły...)
Matteo: Ostatnia
Bran/Bran2/Branan:
Agilus: "Mi się podobały samotne wyprawy z Brannem, doskonale nam się współpracowało i akcja była wartka bez długich dyskusji." (Jaskinie Dero, 1000 Oczu Aumag-Bel). Gracz Agilusa miał jeszcze inne bardzo ciekawe wnioski dt. naszej ostatniej gry, z którymi się zgadzam: "Moim zdaniem kompletnie nie potrafimy grać w conana, praktycznie nie wykonywaliśmy rzutów bez dorzucania dooma, co skutkowało abstrakcyjnym jego poziomem i zmuszało MG do dość kontrowersyjnych sposobów na jego wypalenie. To było takie sprzężenie zwrotne, dodajemy dooma i udaje nam się osiągać oszałamiające sukcesy, MG to kompensuje podbijąc poziom trudności, to my dorzucamy jeszcze dooma aby przeżyć i tak do momentu w którym osiągamy punkt krytyczny i DUPA. Całość komplikowały jeszcze ponadprzeciętne możliwości Brannana oraz niebotyczne szczęście Pawła [gracz miał doskonałe rzuty, zawsze] co dodatkowo utrudniało ocenę realnego zagrożenia przez MG oraz działanie pozostałym graczom, którzy musieli nadążyć za nimi."
A wam, który opis przygód w "czasach o jakich się nie śniło" podobał się najbardziej?
Sępy nad Shem, Diabły w blasku zielonych gwiazd (1 i 2), Jaskinie Dero, 1000 Oczu Aumag-Bel, Oko Pustyni, Ukryta Dolina,Żona dla Barbarzyńcy, Ludzie i Bogowie, Gniazdo Skorpionów, Ahrod, Seks i przemoc, Hallway Fight, Pakt Xiabalby. czy dzisiejszy finał?
Kończymy już przygodę z Conanem - za tydzień sesja zero piątej edycji Legendy Pięciu Kręgów.
Yorumlar