Ponieważ nagle wykruszyli się gracze, postanowiłem odwołać sesję: bo sytuacja była taka, że ciężko było to ciągnąć w dwie osoby, bo nawet flashbacku nie da się zrobić, bo jak ktoś zginie, to co? Wtedy jeden z graczy przytomnie zauważył, że "nie zawsze trzeba grać na śmierć i życie, czasem można dla zabawy." To był doskonały argument i jednak zorganizowaliśmy sesję, w której jednak brało udział (aż) trzech graczy: Agilus, Branan i Elam.
Zrobiliśmy jednak flashback, czyli przygodę, którą BG przeżyli w przeszłości - a konkretnie po przygodzie na pustyni. Postanowiłem poprowadzić "Pakt Xiabalby" ze zbioru "Jeweled thrones of the Earth."
Rozbitkowie
Przygoda rozpoczęła się na morzu Vilayet, gdy w statek wiozący BG uderzyła potężna burza. Mimo dzielnej postawy, statek przepadł, a bohaterowie ocknęli się na plaży bezludnej wyspy. Oprócz nich ocalał jeszcze jeden z marynarzy -Khashk. Ściskając pęk swych amuletów, opowiedział BG, że słyszał legendy o tej wyspie. Że jest ona przeklęta, ludzie tu znikają lub wariują, słyszą dziwne głosy na wietrze. Co gorsza, tylko woda z ruin położonych w głębi wyspy nadaje się do picia. BG wzięli wiadro i poszli w dżunglę.
Zaraz na skraju lasu zanleźli dziwny kamienny totem, jednak żaden z nich nie rozpoznał wizerunku - dziwnego stwora przypominającego krzyżówkę pająka z ropuchą (kto wie co to?). Dżungla była dziwnie cicha, jakby przygaszona, a burza która zatopiła statek BG zdawała się nadciągać i nad wyspę.
Gdy przebijali się przez dżunglę, nagle zaatakował ich oddział żołnierzy. Odziani w starożytne pancerze, choć liczni, nie stanowili zagrożenia dla dwójki rozbitków (Agilus dołączył nieco poźniej) - 5 toughened to dla Branana tylko rozgrzewka. [Choć nabiłem sobie dooma, gdy każdy z nich na początku wydał okrzyk bojowy i gracze musieli płacić za reakcje].
Potem BG znaleźli coś jeszcze dziwniejszego: zawieszoną na drzewie ogromną galerę. Była w świetnym stanie, a szkielety załogi i wioślarzy zdawały się stopione z drewnem pokładu i burt. Wioślarze też byli dziwni - ich szkielety były szkieletami małp człekoształtnych... Czyżby ktoś zdołał je okiełznać i wytrenować? W ładowni statku było też mnóstwo skarbów, ale BG postanowili zabrać je w drodze powrotnej.
Ruiny poza czasem
W końcu BG dotarli do ruin miasta Xeiros i do położonej w centrum dużej studni. Ruiny były bardzo stare, ale wciąż dało się dostrzec potęgę cywilizacji, która kiedyś tu władała. BG rozejrzeli się i wtedy jakby z nikąd podeszła do nich piękna kobieta. Musiała wieść pustelniczy tryb życia, bo była brudna i bełkotała bez sensu. Elam zdołał ją nieco uspokoić. Wtedy kobieta podniosła rękę w ku niebu, na którym kłębiły się czarne chmury i rzekła: "Przepowiednia się spełniła, pętla zamknęła. Już czas."
Na oczach BG kolumny podnosiły się z ziemi, dżungla cofała do lasu, drogi prostowały, zwalone łuki odbudowywały. Woda w fontanie zaczęła szemrać i płynąć. Potem jakaś postać pojawiła się na placu, druga, dziesięć, sto, tysiące! Dzika horda wyjących barbarzyńców przelewała się przez mury i walczyła z zakutymi w brąz obrońcami miasta. [Udane rzuty na D5 Dyscyplinę, nie zrobiło to na BG wrażenia] Nie było czasu na rozmowę z kobietą, trzeba było gdzieś przypaść!
Elam eskortował kobietę, a Agilus i Branan osłaniali i wycinali drogę, odpierając ataki. Darowaliśmy sobie rzucanie na atak, bo i tak zaraz napływali kolejni wrogowie. Elam rzucił na Warfare, co dało 2 rundy eskorty. W każdej rundzie Agilus i Branan musieli odeprzeć ataki 2 grup minionów (Savages z podręcznika). Zrobili to bez problemu.
Opowieść Xiabalby
Wokół graczy ginęło miasto, w górze szalała dziwna burza, a BG słuchali opowieści dziwnej kobiety.
"Tysiące lat temu, to ja byłam królową tego miasta. Jednak nie zdołałam obronić go przed barbarzyńcami, którzy potem założyli wasze królestwa. W akcie desperacji zawarłam pakt z istotami zamieszkującymi Kuth, krainę snów i koszmarów. Wciągneli oni miasto do swej domeny, a mnie uczynili nieśmiertelną - 'twoje miasto przetrwało w tobie' śmiali się. A sami pożywiają się duszami moich poddanych... Od tamtej pory, przez tysiąclecia przemierzam świat, próbowałam znaleźć sposób by uratowac poddanych. W końcu odkryłam, że gdy gwiazdy znów ułożą się w tej samej konfiguracji co wtedy, będe mogła cofnąć się do tamtej nocy. Dlatego was tu sprowadziłam. Musicie mi pomóc - inaczej zostaniecie uwięzieni w tych czasach na zawsze."
"Ale co mamy zrobić?" spytał Elam
"To proste. Zabić mnie. Tam, na szczycie wieży moja dawna 'ja' odprawia właśnie rytuał. Jeśli ją zabijecie, zmienicie bieg historii."
Do środka
Xiabalba (choć BG nigdy jej nie spytali o imię) powiedziała, że do obleganego zamku prowadzą trzy drogi: z napastnikami, przez mury; przez kanały zasiedlone przez hordę stworów ciemności, oraz przez Kuth, wymiar snów. Po długiej i dziwnej dyskusji BG wybrali opcję nr.1. W tym czasie padła brama i do zamku zaczął się wlewać opętany rządzą krwi tłum. Elam zdjął zbroję i ucharakteryzował się na dzikiego barbarzyńcę - bez problemu, wrzeszcząc i udając dzikusa dostał się od wieżę.
Agilus i Branan wybrali opcję siłową. Dali się porwać rzece ludzi i walcząc parli do środka. Tu ilość rund odpierania ataków określał trudny rzut na Athletics. Następnie odpierali zaciekłe ataki wroga i nie draśnięci też dostali się do środka. U stóp wieży czekała na nich "stara" Xiabalba. Dzięki sprytowi Elama pokonali wieżę nie wdając się inne walki i wkrótce stanęli na szczycie.
Demony i czarodziejka
Sufit ogromnej sali falował i wibrował, ukazując przejście do obcego wymiaru, gdzie kłębiły się dziwne, czarne mgły i sugestie kształtów. Zakotwiczona w centrum sali, delikatna membrana portalu powoli rozrastała się na boki. Strzegła jej młoda wersja Xiabalby... oraz 3 potężne stwory stworzone z mroku i grozy (abominations). Po chwili z portalu wygramolił się jeszcze jeden stwór! [4 dooma].
Wywiązała się zaciekła walka. Mimo czarów młodej Xiabalby, wkrótce potężne demony były pokonane - nie wyrządziły BG właściwie żadnej krzywdy. Jedyny niebezpieczny moment nadszedł, gdy Xiabalbie udało się ogłuszyć czarem [Enslave] Branana, eliminując go z walki, a potem wysłać przez portal. Jednak wtedy Agilus i Elam dobili czarodziejkę, Branan odzyskał zmysły i zdążył czmyhnąć z powrotem do świata śmiertelników - choć wizyta w innym wymiarze zostawiła na nim piętno [Trauma].
Gdy młoda czarodziejka zginęła, jej teraźniejsza wersja także zakończyła żywot i obie zniknęły. Miasto zaczęło się walić, a raczej wracać do "teraz". BG biegli, skakali, unikali spadających bloków kamienia [dwa testy na Athletics, d2 i d4]. Udało im się uciec i znów byli w ruinach - ale nieco innych niż poprzednio.
Zemsta z zaświatów
Wtedy nagle na niebie otworzyła się wyrwa w rzeczywistości, przez którą, rozpychając się mackami z dymu i mroku, wylazła ogromna, nabrzmiała Xiabalba! A może to istoty z Kuth chciały wywrzeć swą zemstę na tych, którzy zepsuli ich plany? BG unikali potężnych macek (testy na d3), ataku obszarowego (Doom=ilość kostek CD, momentum z Akrobatyki zbija obrażenia), a potem także hordy cieni, które wylały się z portalu [20 dooma = 10xtoughened). Sytuacja zdawała się trudna - potężna istota tłukła mackami, potwory starały się zasiać strach w sercach bohaterów, a atak obszarowy wstrząsał miastem. Jednak BG nic tak naprawdę się nie stało - a wkrótce (3 rundy) potwór zniknął tam, skąd przyszedł.
BG wrócili przez dżunglę na plażę (po drodze nie było już statku ze skarbami) i niedługo potem udało im się odpłynąć z wyspy i wrócić do Akbitany.
Podsumowanie
Bardzo fajny scenariusz! Ciekawa opowieść i świetny motyw z podróżą w czasie. Niestety, mimo tego było jakoś dziwnie. Walka w Conanie jest ważnym i stałym elementem gry. Jednak w momencie gdy Branan zabija wszystko i nikt mu nic nie może zrobić, traci trochę sens. Tak, fajnie jest mieć mocne, kompentne postaci. Ale w tym momecie traci się dużo czasu na liczenie momentum, dooma (gracze zawsze biorą max kostek), efekt jest ten sam. Cała mechanika walki jest bezużyteczna, lepiej powiedzieć "OK, Branan zabił wszystkich." Trochę przesadzam, ale trochę tak jest. Pływałem też w doomie (35 w pewnym momencie). I nie nadążałem ze zużywaniem go. Przywoływanie reinforcements (dodaktowych wrogów) w obliczu Branana jest bez sensu. A mnożenie komplikacji typu: wypadła ci broń, upadłeś, wali ci się coś na głowę, o znowu jest irytujące dla graczy i zmienia scenę akcji w slapstickową komedię.
Znowu wyszedł też trochę brak motywacji postaci. W Conana zaczęliśmy grać 'na próbę', postaciami bardziej mechanicznymi niż takimi z krwi i kości. I to widać, groźba zostania w przeszłości nie była jakaś straszna dla graczy. Mimo tej całej walki z wężoludźmi, wydaje się, że to taki wątek trochę na siłę. A może granie w środę po pracy, do 2 w nocy, sprawia że myśli się wolniej i gorzej? Nikt np. nie wpadł spytać Xiabalby o jej wiedzę o wężoludziach - spotykasz nieśmiertelną czarodziejkę i w sumie to olewasz... Trochę takie meh...
Także potwierdzam moje wnioski z tego "stress testu" systemu. W Conana gra się najlepiej w opcji Shadows of the Past, albo w opcji normalnej, ale w krótkie kampanie. To jest świetna mechanika, ale do bardzo określonych typów kampanii.
Sam scenarisz jest bardzo fajny, choć jak wszystkie w "Jeweled Thrones..." dość liniowy. Może być też dość trudny dla kompletnei startowych postaci, w wielu miejscach autor przypomina o fortune pointach. Ale polecam - jak na razie ten i "Devils..." to najlepsze z tego zbioru, a nie rozegraliśmy jeszcze tylko dwóch.
Comments