W dniach 14-16.09.2018 byłem w Toruniu na Coperniconie. Zaprosił mnie tam Michał Kuras (jeden z orgów Coperniconu i świetny gość), który był na mojej prelekcji w styczniu w Warszawie. Zanim pomyślicie, że ja to taki bywalec i się rozbijam po konwentach, wyjaśnię, że nie. Dopiero niedawno wyszedłem ze swojej piwnicy, gdzie przez 20 lat ignorowałem polski fandom. Ale potem, głównie dzięki pisaniu modułów do RPG, powoli się wpasowałem -najpierw grupy na FB, potem Zjava po sąsiedzku w Warszawie... Gdzie było bardzo fajnie. Wpadłem tez na Bazyliszka (tak sobie). Więc gdy Michał mnie zaprosił, stwierdziłem: "Czemu nie?" I była to bardzo, bardzo dobra decyzja.
Do Torunia pojechaliśmy całą rodziną. Syn (8 lat) też brał udział w wydarzeniach konwentowych, a żona i córka zwiedzały Toruń - a jest tam co robić! Ta część relacji opisze moje doświadczenia i wrażenia, ale sesje, w których brałem udział, opiszę osobno: tu (sesja dla dzieci, którą prowadziłem) i tu (sesja w Star Wars FFG, w której brałem udział jako gracz).
Do Torunia przyjechaliśmy w piątek popołudniu. Po zrzuceniu ładunku w wynajętym mieszkaniu (załatwiliśmy to jeszcze w maju - mieszkanko praktycznie na starówce, idealna miejscówka), ruszyliśmy odebrać akredytacje (jako twórca programu za darmo) i zarejestrować syna. W międzyczasie ruszył też system zapisu na sesje. Ostrzyłem sobie zęby na sesję w młotka 4 u Radka z Erpegowego Piekiełka, ale nie wyszło: zapisać się można było na 6,5h przed sesją, a miejsca znikały błyskawicznie. Na szczęście na piątek miałem zaplanowane inne atrakcje.
Potem zjedliśmy pyszną pizzę i odwiedziliśmy Żywe Muzeum Piernika - bardzo fajne doświadczenie, polecam. Pierniki też polecam. Następnie żona z dziećmi poszli do pobliskiego escape roomu, a ja wreszcie wkroczyłem na konwent.
Najpierw na konferencję Rebela. Jak pewnie wiecie, oficjalnie ogłoszono, że ukaże się polska edycja piątej wersji Dungeons and Dragons. Hura! W kwietniu 2019 PHB, karty z czarami (to jest mega przydatne, zwłaszcza dla początkujących), kostki, starter, potem MM i DMG co miesiąc. Rebel nie ma zamiaru wydawać wszystkiego po kolei, a wybierać te lepiej oceniane przygody i dodatki. Czyli możliwe, że w 2020 ukaże się np. Heist albo Strahd (to drugie to osobista preferencja Maćka Jesionowskiego z Rebela).
Co najważniejsze, Rebel chce aktywnie działać z graczami, będzie nasza wewnętrzna forma Organized Play (bo przygód AL nie można tłumaczyć), dział RPG w czasopiśmie rebela, ruszy strona internetowa, będą konkrusy na przygody itp. Brawo. Ja ze swej strony dodam, że autorzy z Dungeon Master's Guild też są zainteresowani wydawaniem przygód po Polsku (a jestem tłumaczem...) i mogę was zapewnić, że w kwietniu 2019 będą na was czekały 2-3 przygody w języku polskim.
Resztę wieczoru spędziłem na prelekcjach Jacka Ducha. Ten bardzo sympatyczny człowiek najpierw opowiadał o budowaniu swojej słynnej kolekcji i o najcenniejszych podręcznikach do RPG, a także plusach i minusach budowania erpegowych zbiorów. W czasie drugiej godziny omawiał zmiany na rynku RPG w Stanach, a że ma znajomego w Noble Knight, to była to bardzo merytoryczna prelekcja, choć sporo o omawianych zjawiskach już wiedziałem. Tak zakończył się piątek.
W sobotni poranek wciągnęliśmy pyszne śniadanie w Bułce i razem synem pobiegliśmy na sesję w No Thank You, Evil. Ja prowadziłem, pełne obłożenie, było super, na pełny opis zapraszam do innego posta. Udało mi się też spotkać Kruppego, tak tego gracza znanego wam z sesji Genesys. Czas gonił, więc nie udało się dłużej pogadać, ale to chyba jedna z największych zalet konwentów - można zobaczyć, że te wirtualne byty z ekranów to fajni ludzie :) Bo spotkałem też inne osoby, z którymi "gadam" na grupach FB, czatach itp.
Potem ja prowadziłem prelekcję pt. "Dungeon Master`s Guild i programy społecznościowe jako sposób na publikację własnych materiałów do RPG." Przyszło tylko siedem osób - albo tytuł był nudny, albo ludzie w Polsce nie chcą robić kasy na erpegach :D Mam jednak nadzieję, że udało mi się co nieco wyjaśnić i podzielić moim doświadczeniem. Zrobiłem nawet ładną (no siermiężną, ale czytelną) prezentację w Power Point! Jeśli ktoś ma jeszcze jakieś pytania, to ja zawsze chętnie wyjaśnię.
Następnie odstawiłem syna na sesję D&D (podobno było super, szukali podpalacza, walczyli ze sprite'ami i ognistą jaszczurą), zjadłem przepyszny obiad w Manekinie, słuchając relacji żony i córki z ich przygód w Domu Legend Toruńskich, odebrałem syna z sesji i poszliśmy wszyscy do namiotu konwentowego. No dobra, do foodtrucków. Po drodze odkryliśmy mini muzeum Gwiezdnych Wojen - bardziej trafiła do mnie, niż do dzieci, bo np. mieli model speeder bike'a z lat osiemdziesiątych - taki sam, co mi tata z Danii przywiózł w latach osiemdziesiątych. Nostalgia level 1000.
O 19.00 stawiłem się na sesję. Jak wspominałem, nie miałem szans zapisać się na młotka (gdy ruszały zapisy, prowadziłem swoją sesję), ale patrzę w apkę - o 19 są miejsca na Star Wars FFG. Klik - i już brak miejsc. Ale się udało.
Sesję prowadził Piotrek, torunianin często prowadzący na HiperRPG. Trafili mi się w drużynie bardzo fajni ludzie, super się grało, pełna relacja tutaj.
Niedziela była już dniem schyłkowym. Odstawiłem syna na warsztaty rysowania map, z resztą rodziny zjedliśmy śniadanie w Bułce (bo wiecie, pyszne są), pobawiliśmy się na placu zabaw (w Toruniu jest co robić!) i o 12 poszedłem na prelekcję o tłumaczeniu DnD, prowadzoną przez Maćka Jesionowskiego z Rebela.
Z powodu kłopotów technicznych siedzieliśmy w kameralnej atmosferze przed laptopem, a prowadzący mówił o problemach, jakich nastręcza tak duży i skomplikowany projekt. Bardzo ciekawe to było (a nie byłem jedynym tłumaczem w grupie), dowiedziałem się np. tego, jak Niemcy spieprzyli swoje tłumaczenie (różnie tłumaczone miary i wagi), że w PL wszystko będzie przeliczane na metry, niektóre nazwy geograficzne będą spolszczone, a inne nie i wiele innych rzeczy, o których szczegółowo nie bardzo mogę tu pisać.
Spotkanie było o wiele za krótkie. Zwłaszcza, że jedna z uczestniczek okazała się typem "to ja przerwę i przez pięć minut będę snuć swoje dywagacje". Maciej okazał się miłym gościem i nie bardzo chciał przerywać, więc uczestniczka się rozochociła i pod koniec całkiem wykoleiła panel. Tak, poruszała ważne tematy (dotyczące równouprawnienia), ale to nie był czas i miejsce na takie dyskusje. Szkoda też, że nie było żadnego z tłumaczy z tego projektu. Na szczęście, jak orgowie nas już wygonili z sali, udało mi się jeszcze zamienić kilka słów z MJ na korytarzu.
I to był koniec konwentu. Wraz z rodziną pochodziliśmy jeszcze po starówce, próbowaliśmy się wbić do dwóch słynnych pierogarni (1h oczekiwania na stolik), zjedliśmy gdzie indziej - i powrót.
Toruńska starówka i okolice to piękne miejsce, pełne wspaniałych restauracji i atrakcji dla małych i dużych gości. Konwent był znakomicie zorganizowany, choć szkoda, że jedna miejscówka była dość daleko. Z drugiej strony, to co mnie interesowało, było w jednym miejscu. Jestem bardzo zadowolony. Udało mi się zagrać, pozwiedzać, poprowadzić i pogadać. Za rok też postaram się być i tym razem może bardziej zintegrować (czyt. napić się z kimś).
Comentários