top of page
  • Writer's pictureJanek Sielicki

No Thank You, Evil - sesja dla dzieci


W sobotę na Coperniconie prowadziłem sesję dla dzieci w systemie "No thank you, Evil". Jest to moim zdaniem najlepsza gra RPG dla dzieci, zwłaszcza takich, co nigdy nie grały.

Mechanika gry

Mechanika oparta jest na bardzo uproszczonej wersji Cypher System od Monte Cook Games. Gracz wybiera sobie obdarzony zdolnością specjalną archetyp postaci (np. czarodziej, astronauta, potwór, superbohater), a następnie dopasowuje "przymiotnik" który także wpływa na cechy. W ten sposób tworzy zdanie, które przestawia postać. Np.

(imiÄ™) to_______ czarodziej.

Grudfiks to spoko czarodziej.

Czarna pantera to potężny ninja.

W wersji zaawansowanej można jeszcze poszerzyć opis o zdanie podrzędne np. Grudiks to spoko czarodziej, który świetnie walczy; ale na konwentach lepiej nie komplikować.

Każda postać ma też swojego pomocnika. To mogą być dinozaury, niewidzialni przyjaciele, smoki, roboty... Można wybierać z dostępnych kart, a można po prostu wymyślić. Każdy pomocnik ma jednorazową moc specjalną (np. potężne beknięcie) - w wersjach dorosłych są to Cyphery (Enigmaty).


Postacie opisane są 4 pulami punktów: Siła, Szybkość, Inteligencja, Wspaniałość. W zależności od archetypu różnie się one rozkładają. W czasie gry MG podaje poziom trudności, a wydając punkty z puli można go obniżyć. Następnie rzuca się kostką k6 - trzeba wyrzucić więcej niż PT. Wspaniałość to specjalna cecha - dzieki niej pomaga się innym, też obniżając poziom trudności. Pule te pełnią też fukcję punktów życia a można je zresetować wydając żeton Zabawy: postać siada z boku i sobie czyta, gra na konsoli itp.


NTYE to znakomita, kolorowa gra i najlepsza wersja sytemu Cypher. Obecnie nakład się wyprzedał, ale ostatnio zakończył się Kickstarter, w ramach którego planuje się dodruk. A może Rebel skusi się na wersję polską? Wiem, że MCG chętnie sprzedaje licencje i są wersje włoskie i francuskie.


Źle się dzieje w Bajlandii.

Na sesję miałem przewidziane 4 miejsca (plus mój syn jako piąty), ale grało w sumie sześcioro dzieci, bo nie miałem serca odmówić dziewczynce przebranej w strój wookiego.

Na początku dzieci wybrały archetypy (2x czarodziej, ninja, superbohaterka, piratka, księżniczka), potem opis ("przymiotnik") i pomocnika. Sprawnie i szybko - wiecie, 10 lat byłem nauczycielem i nieskromnie przyznam, że ogarnianie klasy mam jakoś tam opanowane. Potem 10 minut bardzo potrzebnego rozluźnienia na narysowanie postaci i gramy!


Postacie graczy przeniosły się do magicznej krainy Bajlandii (tak, NTYE ma też swój setting!), którą spowiły słodkie opary. Na polance, na którą wypadli po teleportacji zobaczyli postacie z bajek i filmów, każda uwięziona w cukierkowych krysztale. Tu poprosiłem dzieci, by same powiedziały, kogo widzą. Był więc Steve z Minecrafta, kaczki z Kaczych Opowieści i inne postacie, których nie pamiętam. Bohaterowie i bohaterki raźno wzięli się za lizanie, pożeranie i rozwalanie kryształów. Wkrótce postacie były wolne.


Steve wyjaśnił, że właśnie szli do BG po pomoc. Z Gór Rur zaczęły spływać te opary, zalepiając wszystko słodkościami, watą cukrową i żelkami. Na początku było fajnie, ale potem wszystkich uwięziło! Czy BG mogą się wspiąć na Góry Rury i sprawdzić, co produkuje te słodkie mgły?


BG się zgodzili (z jednym wyjątkiem, który opiszę poźniej). Kaczki wyjaśniły, że droga do Gór Rur prowadzi albo przez Czkające Czeluści, albo przez Żabie Rzeki. BG zdecydowali się pójść przez rzeki. Po drodze trochę się zgubili, ale Grudfiks czarami rozwiał mgłę, a Czarna Pantera odczytał mapę, z której zeskoczyła strzałka i poprowadziła BG do celu.

Potem różnymi sposobami przeprawili się przez rzeki: skacząc po wielkich żabach, albo dzięki pomocnikom: np. tyranozaur ściął ogonem drzewo, tworząc most, czarodziej Janusz przejechał na swym wilku, Panterę przeniósł jego smok itd. To wszystko to były pomysły dzieci.


Góry Rury wygląły jak wielkie organowe rury, wysokie na kilkaset metrów. Z otworów na szczycie wylatywały zalepione słodkościami nutki, grając fałszywą melodię. Na szczycie najwyższej rury BG dostrzegli zamek - to zniego wydobywały się cukierkowe opary. Z pewnymi trudnościami i wzajemną pomocą BG wspieli się na górę (świetny efekt, gdy dzieci ciskają żetonami Wspaniałości krzycząc, "to ja pomagam!") i po chwili relaksu ruszyli do zamku... Ale tu zostali zaatakowani przez grupę Piernikowych Ludków (w końcu graliśmy w Toruniu). Księżniczka olśniewała wrogów i pomagała innym, czarodzieje i pantera dzielnie walczyli, superbohaterka i piratka natomiast... robiły inne rzeczy, zwłaszcza ta druga. Ale ciastki zostały pokonane.


BG dostrzegli 4 grube przewody, którymi zamek podpięty był do Gór Rur. Wilk czarodzieja Janusza podsłuchał też (dzięki sztuczce), rozmowę w zamku - jakiś gruby głos wściekał się, że BG zaraz zrujnują mu plany! Znowu dzięki różnym fajnym pomysłom bohaterowie i bohaterki odłączyli rury. Wtedy z zamku wyszedł Lord Vexor (przezywany Beksorem) - taki powracający złoczyńca, który psuje i szkodzi w Bajlandii. Lord Vader na śmieszno. Wściekły - zaatakował!


Znowu dzięki współpracy w grupie jego potężne ciosy trafiały w próżnię, a drużyna dzielnie walczyła, wykorzystując swoje zdolności, moce i nietuzinkowe pomysły. Np. jednej z graczy wymyślił, że obok jest sklepik (poof! Pojawił się Mały Wędrowny Goblin), gdzie zakupiono dynamit (w tle Czarna Pantera i Grudfiks walczą, a księżniczka Mati olśniewa), który następnie wrzucono Vexorowi do buta. Jeszcze tylko odpalenie czarem ładunku i BOOOOM.


Kawałki zbroi rozsypały się po okolicy, lord Vexor złorzecząc uciekł na golasa do zamku, który odleciał zostawiając na niebie napis "Jeszcze tu wrócę!" Mgły się rozwiały, a BG ze szczytu góry dostrzegli wiwatujące tłumy.


Podsumowanie

To była bardzo udana przygoda, co było widać po zaangażowaniu uczestników i uczestniczek. Udało mi się też całość zamknąć w 2h, a samą przygodę zaczęliśmy po 30 minutach od rozpoczęcia spotkania. Idealny czas, bo pod koniec już trochę niektórym siadała koncentracja. Cały czas udało się utrzymać dobre tempo, nie było przestojów, przy stole panowała atmosfera luźnej dyscypliny - tzn. nie było to siedzenie na baczność, ale każdy wiedział, co się dzieje i co robić. Super.


Jedna dziewczynka miała trochę bardziej własne pomysły, taki typ lekko zblazowanej, ale miłej dziewięciolatki "co to już z kuzynem w dedeki grała." Zawsze szła gdzies obok, siedziała pod górą, zmieniała bluzy swojej postaci, ale jednak też była częścią przygody i zabawy. Co ciekawe, z tego się nie wyrasta - i takie postacie i gracze pojawiają się też wśród dorosłych.


Nie była to moja pierwsza sesja z dziećmi. Prócz NTYE prowadziłem też kilka razy DnD5, więc już wiedziałem, za jakie sznurki pociągać. Musi być zabawnie, slapstickowo. Trzeba plastycznie opisywać, co się dzieje. Że np. Lord Vexor jest goły i zmyka nieudolnie się zasłaniając (tu pantomima). Albo że pokonany ciastek z plaskiem spada obok czekającej pod górą piratki, rozplaskując się i brudząc jej kolejną bluzę. Albo, że wilk wypuszcza bańki z nosa i na tym "balonie" wznosi się na szczyt góry.


Po sesji spytałem też dzieci, co im się najbardziej podbało.

"Towarzysze"

"Tworzenie postaci"

"Jak walnÄ…Å‚em z wyskoku lorda Vexora"

"Wszystko"

Dzieciom (ale też początkującym graczom w ogóle) trzeba też dawać jasne alternatywy, z których ekstrapolują własne pomysły. Możesz zrobić to i to. A może masz własny pomysł? To naprawdę działa.

Polecam wszystkim granie z dziećmi. Mają niesamowite pomysły, chętnie zostają współnarratorami, błyskawicznie wczuwają się w daną sytuację. Powiem więcej - nie jesteś doświadczonym MG, dopóki nie poprowadzisz dzieciom. A jak już to zrobisz, odkryjesz, jak bardzo możesz ulepszyć swój warsztat.

118 views0 comments

Recent Posts

See All
bottom of page