Wieści
Od uratowania dzieci mineło kilka tygodni. W tym czasie Al-Zulthu udał się w podróż do Twierdzy Dhernar i Havenshyr (największe miasto w baronii) i dowiedział się co nieco o tajemniczym rycerzu, z którego duchem walczyła drużyna. Wojownik ten w czasach Pierwszej Ciemności (1000 lat temu hordy oddających cześć demonom barbarzyńców pod wodzą Llovara zalały Terrinoth) był członkiem-założycielem Zakonu Nowego Świtu. W okolice Skarbca przybył ścigając plemię goblinów Czerwonej Strzały, które porywały ludzi, głównie dzieci, i sprzedawały Szarańczy Llovara. Podobno zawiódł, a gobliny zabrały jego hełm i uczyniły swym plemiennym totemem. Od tej pory pojawia się jako bohater legend - czasem jako wybawiciel, czasem jako złoczyńca.
Równolegle Traubor udzielił długiej pogadanki swej podopiecznej i jeszcze raz odwiedził podziemia faktorii. Aura zła była dużo mocniejsza niż poprzednio, a w piwnicy wszystkie graty były spiętrzone pod ścianą z wejściem, jakby jakaś potężna siła zassała je do środka. [To wszystko odbyło się w czasie "międzysesyjnym," za pomocą krótkich komunikatów na messengerze.]
It's what we do that defines us
Bohaterowie siedzieli sobie w karczmie "Brzęczący Trzos" omawiając plany - wyprawę w poszukiwania plemienia Czerwonych Strzał - gdy nagle drzwi do gospody otworzyły się z hukiem i do środka wszedł... goblin. Wycieńczony i zakrwawiony zdążył tylko poprosić o pomoc i dodał "uczynię was bogaczami..."
Po chwili konsternacji i uspokojeniu pozostałych gości, Al-Zultha i Ryach zabrali nieszczęśnika na piętro i uzdrowili. Na życzenie Skwelcha, gdyż tak się przedstawił goblin, przynieśli mu też piwo i w końcu goblin opowiedział im swą historię.
Otóż należał do plemienia Śmierciozgnilców. No i znaleźli w lesie wieżę. Wysoką. Miała chyba z osiem metrów. A w środku na szczycie był skarb. No i smok też był, na tym skarbie. Grubonos, wódz plemienia, wydał rozkaz ataku i smok padł! I osiem goblinów też padło. Wtedy Skwelch stwierdził, że jemu należy się większa część skarbu, bo to on go znalazł, bo robil zwiad. Grubonos go wtedy przepędził i tak Skwelch dotarł aż do Skarbca. Zostało chyba z osiem skarbów! I goblinów też zostało z osiem!
Choć BG nie ufali goblinowi, a wręcz spodziewali się pułapki... Jednak wizja skarbu i tajemniczej wieży zawładnęła ich umysłami i postanowili sprawdzić co i jak. Niestety, zostawili goblina w pokoju razem z dzbanem piwa i nie udało się wyciągnąć z niego więcej informacji.
Z życia goblina
Kłopoty zaczęły się tuż pod miastem. BG zaczepiła Ana Stormrider, strażniczka dróg, twierdząc, że ten oto goblin ją napadł w nocy i należy go aresztować. BG ją wyśmiali: jaka z niej strażniczka, jak dała się takiemu chłystkowi napaść (pijany w sztok Skwelch podróżował przewieszony przez ramię Thorfina: "Ja latam!") i zawstydzona Ana dała im spokój.
Po drodze BG mogli się sporo dowiedzieć o życiu goblinów, bo Skwelch bo przebudzeniu gadał dużo i bez sensu, aż kazali mu się zamknąć. Co więcej, obrzydliwe zwyczaje goblina (np. sikanie tam gdzie stał) znacząco zniechęciły BG do jakichkolwiek interakcji z przyjaznym bądź co bądź stworem. Po dwóch dniach drogi drużyna dotarła do położonej w lesie polany. Na środku wznosiła się zbudowana na planie ośmioboku wysoka na 30 metrów wieża. Kiedyś była biała, teraz piaskowiec był brudny i potłuczony, a spiczasty dach dziurawy. Na polanie widac było ślady niedawnych pożarów, drzwi skrzypiały na zawiasie, a przy wejściu wciąż tliła się góra popiołu.
Zwiad i wjazd
Al-Zulthu założył kilka pułapek, żeby w razie czego łatwiej się uciekało. Z krzaków strzelił też kamieniem w otwarte drzwi. Po chwili ze środka wyjrzał goblin, podrapał się po nosie, wzruszył ramionami i wrócił. Al-Zulthu zajrzał jeszcze przez okno na piętrze (podsadził go jeden z krasnoludów). Przez piękny witraż zobaczył coś jakby kapliczkę. W postaci uwiecznionego kolorowym szkłem maga Traubor rozpoznał Savrasa, którego kiedyś czcili magowie [Tu Traubor zarezerwował sobie triumf na losowanie skarbu, gdy drużyna wejdzie do tej sali].
BG jakoś nie kwapili się do wejścia. W końcu ponaglani przez Al-Zalthu ruszyli! Wpadli przez drzwi, pokonali dwa strażujące tam gobliny oraz 3 wilki w następnym pomieszczeniu. Następnie ruszyli na górę, ignorując inne drzwi po drodze. Przeszli przez bawialnię z samogrającą fletnią pana na ścianie, mineli dziwne metaliczne drzwi oraz jadalnię (z posągiem przerażonego goblina) i kuchnię (z ciałem goblina, którego głowa rozpłatana była tasakiem). Stwierdzili jednak, że zanim zaczną myszkować i eksplorować, pozbędą się goblinów. I tak dotarli na położonej na ostatnim piętrze sypialni.
Pewien mały detal...
BG wpadli do środka. W pięknie urządzonej, choć jak wszystko w wieży zniszczonej sypialni obozowało 8 goblinów i ich wódz - Grubonos. Stwory zerwały się na równe nogi i rozpoczęła się walka! [2x4 minion 1xNemesis] Wkrótce połowa goblinów leżała posiekana szablą Al-Zalthu i toporem Thorfinna, czy też przysmażona błyskawicami Traubora [Thorfin nosi znalezioną zbroję odporności na elektryczność, co BG wykorzystali waląc obszarówkami w tę grupę]. Ryach zaczął przywoływać potężnego kota, ale czar nie wyszedł tak, jak chciał - przyzwanie trwało dłużej, niż powinno [2 threaty na teście]. Nagle na zewnątrz rozległ się potężny ryk i dach zatrząsł od uderzeń. Gobliny wyraźnie pobladły i zaczęły coś skrzeczeć w swym języku, ale walka trwała nadal.
Al-Zalthu wyrwał się ze zwarcia i dopadł do kryjącego się w korytarzu Skwelcha.
"To jak to było z tym smokiem?" ryknął, wrzucając go do sali.
Skwelch zaczął coś tłumaczyć, Thorfin ledwo uniknął ciosu potężnej lagi Grubonosa, z dachu leciały kawały drewna. Traubor wymierzył w wodza goblinów kolejną błyskawicę, która osmaliła cel, ale też odbiła się trafiając w słabą belkę w suficie i otwierając w nim pokaźną dziurę [katastrofa na teście].
Przez dziurę wsunęły się pokryte ciemnoczerwonymi łuskami pysk i nozdrza niewielkiego, ale najprawdziwszego smoka! Rozległ się dźwięk wciąganego powietrza i struga ognia pomknęła w grupę złożoną z Grubonosa, Thorfina i 2 goblinów.
Na tym zakończyliśmy sesję
Podsumowanie
Przygoda oparta jest na scenariszu do D&D5 M.T. Blacka "Wieża szalonego maga." Czuć było zmęczenie graczy (zmiana czasu?), a niektórych trapiły kłopoty techniczne. Był taki moment, przed wieżą, że sesja wyraźnie "siadła." Na szczęście Al-Zultha był pełen energii i w dużej mierze ciągnął sesję, przynajmiej przez pewien czas. Zakończyliśmy jednak niezłym cliffhangerem i fajnie będzie zacząć od tak emocjonującego momentu.
Commenti